Obroty naszych klientów przekraczają pół miliarda złotych | Katarzyna Ludwikowska-Cyganek – Biuro Rachunkowe „Zysk”
|
- Jak zarządzać budżetem w firmie?
- Jak skutecznie negocjować?
- Jak oszczędzać koszty w firmie?
- Jak zdobywać klientów międzynarodowych?
Obejrzyj wywiad
Zapamiętaj! 3 porady, jak rozwijać biznes przez rekomendacje:
- Jeżeli pomogę przedsiębiorcy więcej zarobić, pozyskać ciekawsze kontakty, usprawnić firmę, to wdzięczność z drugiej strony jest tak duża, że w dobie, w której ja mam problem, tudzież sytuację podbramkową, to zawsze mogę na nich liczyć.
- Stosując zasady BNI, osiągasz efekty.
- 60-sekundowa prezentacja to jeden z ważniejszych elementów spotkania Grupy BNI. Podczas niej, każdy z uczestników może zaprezentować swój biznes pozostałym przedsiębiorcom i powiedzieć, jakich kontaktów w danym tygodniu szuka. Precyzyjnie wyrażaj się o swoich potrzebach, by docierać do idealnych kontaktów.
Przeczytaj wywiad
Damian Masel: Dzień dobry. Dziś goszczę Katarzynę Ludwikowską-Cyganek, właściciela oraz prezesa zarządu Biura Rachunkowego „Zysk”. Cześć Kasiu.
Katarzyna Ludwikowska-Cyganek: Cześć Damianie. Bardzo mi miło. Cieszę się, że zaprosiłeś mnie do tego wywiadu.
D.M.: Kasiu, powiedz proszę o Biurze Rachunkowym „Zysk”. Co robicie na co dzień?
K.L.C: Zajmujemy się obsługą księgową i kadrową firm. Naszą grupą docelową są firmy małego i średniego kalibru. Działamy głównie w branży IT, e-commerce, jak również wśród firm produkcyjnych. Naszym klientem jest firma zatrudniająca średnio 50 pracowników, między 50 a 150 osób. To jest nasz główny klient, z którym współpracujemy.
D.M.: Jakiego rodzaju są to firmy? Wspomniałaś o branży IT. Czy to są firmy polskie, zagraniczne? Z kim działacie i dlaczego?
K.L.C.: My mamy taka troszeczkę specyfikę dwukierunkową. Pierwsza specyfika to firmy z branży IT, czyli polskie oddziały firm zagranicznych, ponieważ Kraków jest miejscem, gdzie mamy naprawdę świetnych informatyków. Jesteśmy bardzo konkurencyjni cenowo, jeżeli chodzi o zasoby informatyczne, no i w związku z powyższym firmy skandynawskie, niemieckie, amerykańskie, francuskie otwierają tutaj swoje oddziały, czerpiąc z zasobów informatycznych, jakie oferuje rynek. I my te firmy obsługujemy – to jest jedna grupa z naszych klientów. Naszymi klientami są również duże sieci handlowe. Z jednej strony sprzedają stacjonarnie, a z drugiej jest e-commerce. I dla przykładu podam firmę, która dokonuje około 150 tysięcy transakcji miesięcznie. My tę firmę rozliczamy, delegując do tego zadania jednego pracownika. Zajmuje mu to cztery dni robocze. Mamy system, który to umożliwia i to jest kolosalna oszczędność dla naszych partnerów biznesowych, oszczędność w kosztach. Dlatego nazywamy się „Zysk”, bo oszczędzamy koszty klientom, a w związku z powyższym oni mogą jednocześnie dzięki temu więcej zarobić.
D.M.: Zdradź, proszę, z jakimi klientami pracujesz, bo to ciekawe branże. Jakie to marki?
K.L.C.: Jednym z naszych klientów jest Intermarché. Nasz poprzednik, firma która obsługiwała tego klienta, miał narzucone pewne raporty finansowe, które należało wykonać na rzecz grupy i nie był w stanie dochować terminów z wykonania tych raportów. Wszystkie duże sieci stricte monitorują swoje wyniki, także Intermarché. Przejęliśmy klienta, ponieważ poprzednicy nie byli w stanie dowieźć wyników na czas. My byliśmy w stanie to zrobić, a to wynikało z naszego doświadczenia ze współpracy z Amerykanami, Niemcami, ponieważ takie raporty controllingowe o podobnej strukturze już dla nich wykonywaliśmy. Naszym klientem jest też firma z branży IT, tworząca oprogramowanie dla produkcji, notowana na amerykańskiej giełdzie papierów wartościowych i mająca oddziały w 60 krajach świata. Kolejnym klientem jest firma z branży usługowej, też Amerykanie. Mają swój oddział w Polsce – tworzą prace badawczo-rozwojowe dla rynku farmaceutycznego; bardzo duża amerykańska firma, posiadająca oddziały w kilkunastu krajach Europy i na świecie.
D.M.: Z tego, co mówisz, wnioskuję, że jesteście bardzo nowoczesnym biurem rachunkowym. Jak pracujecie z klientami? Zakładam, że rozmawiacie nie tylko ze stroną polską?
K.L.C.: Cały zespół jest anglojęzyczny, komunikujący się biegle i perfekcyjnie w tym języku. I dzięki temu możemy się swobodnie kontaktować. Na podstawie doświadczeń kilku lat współpracy z różnymi kulturami mogę powiedzieć, że inaczej współpracuje się z Amerykanami, inaczej z Włochami, inaczej z Hiszpanami, a kompletnie inaczej wygląda współpraca z krajami z Bliskiego Wschodu, bo też takie obsługujemy. W związku z powyższym to, co teraz chcę zrobić, to nauczyć moich ludzi, stworzyć szereg szkoleń z zakresu komunikacji międzykulturowej. Będziemy rozwiązywać i rozwiązujemy problemy naszych polskich klientów na linii międzynarodowej, co za tym idzie – musimy znać różnice kulturowe, żeby zrozumieć drugą stronę, drugiego człowieka. Stąd ten pomysł, bo tak istotne jest poznanie różnic kulturowych i sposobu myślenia drugiego człowieka. Jak to w życiu bywa, każda nauka wynika z błędów. Najlepiej, gdy się uczymy na cudzych, a nie na swoich, ale tym razem nauczyliśmy się na swoich. Mamy klienta z Arabii Saudyjskiej i z nim zaplanowany tzw. call, czyli telekonferencję czasu środkowoeuropejskiego, godzina 14.00. Byłam przygotowana, po drugiej stronie czekał jeden z członków zarządu firmy z Arabii Saudyjskiej, dyrektor finansowy i jeszcze dwóch pośrednich managerów. Godzina 14.00 – konferencja stoi, nikt się nie odzywa. Godzina 14.15 – call wciąż nierozpoczęty. Aby partner po drugiej stronie nie pomyślał, że jestem niesumienna, niesolidna, tudzież nieterminowa, rozpoczęłam tę konferencję. Okazało się to niewątpliwym faux pas, że kobieta, która jest niżej w strukturach i w hierarchii, i jeszcze tak jakby jest osobą podległą w całej tej organizacji, rozpoczyna call, a nie czeka na ruch głównodowodzącego. Dano mi to jasno do zrozumienia, że rozpocząć powinien prezes zarządu, a ja nie miałam prawa się odezwać, powinnam czekać na ich ruch. To są nauki, które wypływają z doświadczenia.
Przeczytaj także: Prowadzę biznes w dobrym stylu. Dzięki temu moja franczyza jest 8. na świecie
D.M.: Masz ogromne doświadczenie w branży. Ale wróćmy do początku – jak to wyglądało kiedyś? Jak startowałaś? Jak zaczynałaś? Od razu wymyśliłaś, że będziesz prowadziła biuro rachunkowe?
K.L.C.: Nie do końca. Na początku, na studiach, marzyłam o własnej firmie, ale poszłam sprzedawać ubezpieczenia na życie i zrozumiałam jedno – na pewno nie jestem handlowcem. Odpowiedź zrodziła się jasno – nie umiem sprzedawać. Natomiast marzyłam o własnej firmie, ale nie miałam kapitału, czyli musiałam wymyślić branżę, która będzie oparta na know-how, wiedzy i indywidualnych predyspozycjach. I w tamtym momencie przyszło do mnie, że chcę mieć własne biuro rachunkowe. Skończyłam studia, ale za namową krewnych, głównie rodziców, poszłam do pracy do korporacji, do banku. Pracowałam w departamencie ryzyka, w którym zabezpieczasz transakcje kwotami 12-cyfrowymi. 20 milionów dolarów to była transakcja, że tak powiem, standardowa na tamten czas. Pracowałam tam dwa lata. Poznałam mechanizmy pracy w korporacji i uznałam, że to nie jest moje miejsce na Ziemi i rozpoczęłam przygotowania do egzaminów na biegłego rewidenta – stwierdziłam, że muszę pozyskać wiedzę merytoryczną z księgowości i doświadczenie w księgowości, żeby potem móc otworzyć swoją firmę. Tak też się stało: zdawałam egzaminy, pracując w banku i równocześnie rozpoczęłam wysyłanie CV do firm księgowych i audytorskich. Niestety, w tamtym czasie było duże bezrobocie i pracy nie dostałam – nikt mnie nie chciał zatrudnić. Rok wysyłania CV, sto CV tygodniowo bez efektu. Gdy byłam w końcowej fazie zdawania egzaminów, stwierdziłam, że skoro to nie przynosi efektu, to trzeba zmienić strategię. I wysłałam swoje CV, aplikację na stanowisko dyrektora departamentu ryzyka. Miałam wtedy 27 lat. Wystartowałam, wygrałam konkurs i cały proces rekrutacji, który trwał trzy miesiące. Pokonałam 80 mężczyzn. Powierzono mi stanowisko dyrektora departamentu ryzyka, z pensją 20 tysięcy złotych, co na obecne czasy jest mniej więcej równowartością 30-40 tysięcy. Na drugi dzień otworzyłam skrzynkę pocztową i dostałam ofertę pracy w kancelarii biegłych rewidentów w Krakowie – stanowisko stażysty za 460 złotych miesięcznie. Czyli miałam na stole 20 tysięcy i 460, jeżeli chodzi o miesięczne wynagrodzenie; tutaj stanowisko dyrektora, a tutaj stażysty w kancelarii biegłych rewidentów. Ja wybrałam rzecz dla mnie oczywistą, czyli 460 złotych. Już miałam wytyczoną ścieżkę. Te 460 złotych miesięcznie to był tylko pierwszy krok, by móc stworzyć własną firmę. Tak pracowałam 3 lata, po 12 godzin dziennie za 460 złotych, ale ścieżka była jasna i odpowiedź była jasna, co należy zrobić. Nie miałam wątpliwości. Po trzech latach, gdy zdobyłam odpowiednią ilość uprawnień i doświadczenie, odeszłam i założyłam swoją własną firmę.
D.M.: Wcześniej pracowałaś u kogoś, także w strukturach korporacji. Jakie były Twoje początki biznesowe?
K.L.C.: Oczywiście trudne. Jeżeli ktoś myśli, że na początku będzie łatwo, to jest w błędzie. Nie ma się co łudzić, że start biznesu to od razu duzi klienci, struktury, procesy i procedury. Absolutnie nie. To była kawalerka. W kawalerce miałam wygospodarowane biurko. Moim jedynym kapitałem była determinacja, siła i plan tego, co chcę zrobić. Wystarczająco dużo, ale za mało, żeby to wyglądało profesjonalnie. Wtedy decyzja o tym czy kupić laptop, czy go nie kupić, była decyzją w dużej skali biznesowej. Zastanawiałam się czy ja płynnościowo to uciągnę, jeżeli wezmę w leasing laptop za 4 tys. zł. Teraz to brzmi śmiesznie, ale z tamtej perspektywy to była decyzja strategiczna. Pierwsze trzy lata nie było kapitału. Moimi klientami byli koledzy, znajomi, którzy, rozpoczynając swoje działalności, przychodzili do mnie. Kuzyn mojego męża, który już miał ciut większe przedsięwzięcie, bo to był sklep motoryzacyjny, również mi zaufał, za co jestem mu bardzo wdzięczna i to była taka pierwsza większa firma, która do mnie trafiła. Później były rekomendacje, klienci sami się polecali, sami się pojawiali. Potem był milowy krok w postaci strony internetowej, od razu dwujęzycznej, i cały majątek, który miałam zarobiony i zaoszczędzony, zainwestowałam w pozycjonowanie. W tamtym czasie pozycjonowanie strony internetowej było skuteczne i z niej trafiali do mnie klienci. A ja nie miałam biura, gdzie mogłam się z nimi spotkać, porozmawiać i ich pozyskać. W związku z powyższym umawiałam się na zewnątrz. I tutaj opowiem taką historię, jak rekrutował mnie jeden z przedstawicieli firmy amerykańskiej. Dostaliśmy ofertę. Wyceniłam, wysłałam, oczywiście w języku angielskim i zostałam zaproszona na rozmowę, przy której było obecnych dwóch doradców podatkowych, księgowy ze Stanów i wiceprezes od HR-ów, bo to oni otwierali wtedy oddział polski. Byłam przez trzy godziny regularnie przepytywana z wiedzy merytorycznej, podatkowej, bilansowej, tłumaczyłam meandry i zawiłości finansowe w języku angielskim. Myślałam, że idę złożyć ofertę handlową, a to było regularne przesłuchanie biznesowo-merytoryczne. I dostałam ich. Moim zadaniem było później ułożenie struktur, dopasowanie wszystkiego i z tym już sobie poradziłam. I to był mój pierwszy wiatr w żagle. Dzięki temu wynajęłam biuro, zatrudniłam ludzi i ten proces poszedł dużo prościej i dalej.
D.M.: Nie bałaś się inwestycji. To, co miałaś, inwestowałaś. Twoim głównym kierunkiem był ciągły rozwój?
K.L.C.: Oczywiście, bo jak się nie rozwijasz, to się cofasz. Ale to nie jest prawda, że się nie bałam. Ja się panicznie bałam, dalej wielu rzeczy się boję. Strach i obawa przed problemami i konsekwencjami jest naturalną koleją rzeczy. Jedyną rzeczą, którą sobie musimy uświadomić, to jest to, żeby ten strach nas nie paraliżował. My to musimy po prostu przełamać, natomiast on istnieje i to jest rzecz naturalna. Jeżeli ja przewiduję i planuję swój biznes na przyszłość, to nie rozważam i nie myślę o sobie, bo to, w którą stronę pójdę ja i moja firma, to jest rzecz pochodna. Tak naprawdę myślę, w którą stronę pójdą moi klienci. Ja wyobrażam sobie rynki biznesowe, w których działają moi klienci za pięć lat i jakie będą ich oczekiwania i potrzeby za pięć lat. I do tego dostosowuję moją bieżącą usługę, żeby za pięć lat móc spełnić ich oczekiwania. I to jest moje główne myślenie biznesowe.
D.M.: Powiedz szerzej na temat Waszej firmy. Czym jest Biuro Rachunkowe „Zysk” dzisiaj? Jaki jest zespół? Jakie cyfry Was opisują? Zdradź trochę tajników firmy.
K.L.C.: Przede wszystkim zespół to nie są moi pracownicy, tylko moi współpracownicy. Moim zdaniem jest tylko ich zachęcać i motywować. Mam zaszczyt współpracować ze świetnymi ludźmi, bo każdy z nich w tym, co robi, jest o wiele lepszy ode mnie. Ja jestem tylko elementem spajającym ten zespół, natomiast to są naprawdę profesjonaliści; ludzie, którzy mentalnie zrozumieli moją dewizę, że jedyną rzeczą stałą w tym świecie jest zmiana. Współczesny świat biegnie tak szybko, że oni muszą być gotowi do tych zmian. Posłużę się tutaj przykładem Amerykanów, których pozyskałam. To jest korporacja, która ma swoje oddziały w 60 krajach, w związku z powyższym 60 krajów dopina wynik finansowy dla zarządów w Ameryce na trzeci dzień roboczy następnego miesiąca, a, co za tym idzie, my musimy na bieżąco tę firmę księgować i na bieżąco musimy podawać te wyniki zarządowi. Polski zarząd co tydzień ma wyniki, jak firma wygląda. We współczesnym świecie czas i informacja są tak istotne, że nikt nie ma tyle cierpliwości, aby czekać miesiąc i po terminie zobaczyć, jak jego firma wygląda finansowo, bo okazje mijają, nie czekają na rynku. W związku z powyższym wszyscy finansiści zdają sobie teraz sprawę, że firmy muszą mieć online swoje wyniki finansowe i do tego zmierzamy. I mój zespół jest już mentalnie do tego jest gotowy. Dziesięciu naszych największych klientów zatrudnia ponad 1500 osób. Obroty naszych największych klientów to ponad pół miliarda złotych – mamy tu do czynienia z większą skalą biznesu. Dzięki temu mamy know-how, jak skalować biznes. Dwa – jak uczyć tych mniejszych klientów, bo moją rolą zawsze jest to, aby dzielić się wiedzą, podzielić się doświadczeniem i uczyć tych, którzy są mniejsi, bo sama kiedyś taką naukę otrzymałam, żeby mogli się stać większymi.
D.M.: Istnieje mnóstwo biur rachunkowych w całej Polsce, nawet w samym Krakowie. Dlaczego firmy współpracują właśnie z Wami?
K.L.C.: Dlatego, że ja myślę o przyszłości pod kątem klientów i ich branż. Dlaczego warto z nami współpracować? Ponieważ głównym zadaniem, które sobie stawiam, jest szukanie rozwiązań, które pomogą prowadzić biznes naszym klientom. Na przykład obecnie ustawodawca, pomimo że planuje wprowadzić kilka restrykcji finansowych, od jakiegoś czasu daje nam możliwość skorzystania z ulgi badawczo-rozwojowej. Czyli te wszystkie firmy, które mają choć cień szansy na skorzystanie z takiej ulgi, ja gorąco zachęcam, żeby to zrobiły. Dlaczego? Bo w zawiązku z tym firmy mogą zaoszczędzić duże pieniądze w kwotach zapłaconych podatków. Dla przykładu – nasz klient, który skorzystał z tej ulgi, zaoszczędził w kwocie zapłaconych podatków ponad 500 tysięcy złotych. To są niebagatelne pieniądze i za każdym razem, jak przychodzi do nas partner, czyli nasz klient, szukamy tego, co on może dla swojej firmy zrobić. Nie wszystkie branże mogą jednocześnie korzystać ze wszystkich możliwości, ale te, które mogą, zachęcam. Co więcej – ja bardzo szybko kalkuluję ryzyko i zawsze klient podejmuje decyzję, ale ja kalkuluję ryzyko. Jeżeli wybierzesz rozwiązanie, które może się na początku wydawać ryzykowne, ale per saldo przynosi określoną korzyść, to może warto jednak zaryzykować? Podnieść rękawicę? Podjąć wyzwanie? Bo kluczem jest tylko zrobić wszystko zgodnie z literą prawa, ale tak, żeby firma uzyskała przewagę konkurencyjną. I my od tego jesteśmy, żeby pomagać firmom uzyskiwać przewagę konkurencyjną, żeby planować ich finanse. Bo nie jest istotne, ile firma zarabia i ile płaci podatku od tego zarobku. Istotne jest, ile firma ma pieniędzy na koncie i każdy zarządzający wie, że kluczem w biznesie jest tzw. cash-flow, czyli jaką gotówką dysponujemy na tu i teraz. Uczymy firmy planować zarządzanie taką gotówką. Wdrażamy szereg rozwiązań, a sami pozyskaliśmy tę wiedzę od naszych zagranicznych partnerów.
D.M.: Dużo powiedziałaś o doświadczeniu z amerykańskim, z zagranicznym klientem. Niektóre pomysły z dużych firm przenosicie do swojej lub do firm mniejszych klientów – to takie niestandardowe działanie…
K.L.C.: To, czego się nauczyłam i to, co uważam za bardzo wartościowe, to jest to, żeby dawać innym. Nie zawsze się daje pieniądze, nie zawsze się daje zarobić, natomiast to, co można pokazać innym i dać, to jest wiedza i know-how, bo dzięki temu nasi polscy partnerzy mogą znacznie przyspieszyć biznesowo. W związku z powyższym nie tracą zasobów finansowych i energetycznych na coś, co mogą mieć na stole i my staramy się im to dawać. Bo ci więksi, którzy się już wyskalowali, oni na to stracili wystarczająco dużo czasu, wystarczająco dużo pieniędzy. W związku z powyższym ci, którzy są teraz u nas i z nami współpracują, mogą zaoszczędzić. Jesteśmy do Waszej dyspozycji, Moi Drodzy Klienci.
D.M.: To nie był jeden klient, którego pozyskałaś. To na pewno była trudniejsza walka o to, żeby pracował właśnie z Wami. Opowiedz o dwóch najciekawszych sytuacjach z negocjacji biznesowych. Jak to wyglądało?
K.L.C.: Było wiele negocjacji. Najdłużej negocjowałam z klientem półtora roku. Negocjacje były trzy razy zrywane i rozpoczynane, zrywane i rozpoczynane. Chodziło o to, że byliśmy trzykrotnie drożsi od naszej konkurencji. Podjęłam takie zobowiązanie, że będę w stanie dużej firmie dać wyniki de facto online. Duży gracz w branży e-commerce dzięki naszemu rozwiązaniu technologicznemu mógł dostać wyniki swojej działalności w przeciągu czterech dni roboczych. My ich księgujemy na bieżąco i klient na koniec miesiąca ma swój wynik. Co w tej branży jest istotne, bo tam są dosyć niskie marże na towarach, w handlu towarowym, w związku z powyższym wyniki na bieżąco online są dla nich kluczowe biznesowo. I klient odszedł od nas – w sensie nie był naszym klientem, ale odszedł od stołu negocjacyjnego – ja narzuciłam samej sobie bardzo twarde warunki z terminami dowożenia wyników. Te warunki utrzymałam, ale również nie popuściłam z ceny. To wszystko można zrobić, tylko trzeba być cierpliwym. Ważne są: cierpliwość, plan i strategia.
D.M.: Co zaważyło na tym, że finalnie zdecydowali się na Was?
K.L.C.: Moje zobowiązanie, że jeżeli nie dowiozę terminów z określonymi wynikami, zrobię im całą księgowość za złotówkę. Ale ja byłam pewna swojego. Ryzykowałem trzy miesiące karkołomnej pracy za 1 zł, natomiast oni mieli w zamian za to cały wdrożony proces, jak na bieżąco raportować swoje finansowanie. Ja ryzykowałem dużymi pieniędzmi i czasem moich ludzi, natomiast moim warunkiem była cena bazowa, która będzie utrzymana. Jak negocjowałam kontrakt z dużą siecią handlową, to mieliśmy taką sytuację, że moja cena również była dużo wyższa od propozycji konkurencji, tylko że ja podjęłam zobowiązanie dostarczania wyników finansowych bardzo szybko. No i sieć odeszła od stołu negocjacyjnego, ale wrócili do nas w sumie mniej więcej po około półtora miesiąca, bo nasz poprzednik mimo wszystko nie był w stanie dotrzymać terminów, których sieć oczekiwała. No i przy stole negocjacyjnym zaproponowałam następujące rozwiązanie – przez pół roku sieć będzie miała cenę, której oczekuje, a ja sobie narzucam stworzenie zarówno wewnętrznych procedur w tej firmie, jak i po mojej stronie stworzenie całego systemu, który sprawi, że oni będą mieć wszystkie raporty zarządcze i controllingowe w okresie, którego oczekuje od nich spółka-matka. I jeśli ja przez sześć miesięcy tego dokonam, to oni zaakceptują moją cenę. Jeżeli nie zdołam, to będę zobligowana przyjąć ich cenę na stałe we współpracy. Oczywiście spięliśmy wszystko i teraz ta sieć płaci cenę, którą położyłam na stole.
D.M.: Jak klienci do Was trafiają? Jak pozyskujesz klientów poza tymi działaniami, które już wymieniłaś?
K.L.C.: Bardzo ważnym źródłem pozyskania klientów jest dla mnie BNI. I tutaj jestem bardzo wdzięczna organizacji, ponieważ wielu klientów trafiło do nas dzięki niej. Współpracuję z kolegą z grupy. On prowadzi firmę, która pomaga polskim firmom otwierać się i skalować na rynki zagraniczne. Głównie kierujemy się tutaj na rynki Wielkiej Brytanii i rynek niemiecki. Ja przekazuję moich klientów polskich, którzy chcą się rozwijać na rynku brytyjskim i niemieckim, a on kieruje swoich brytyjskich klientów do mnie, żebym ja obsługiwała ich polskie oddziały.
D.M.: Jak trafiłaś na spotkanie BNI? Jak to się stało, że działasz w grupie BNI?
K.L.C.: Na początku mojej działalności byłam księgową, a nie managerem. Poszłam do małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego na szkolenia zarządcze. Na nim poznałam jednego z managerów dużej firmy, który zarazem był członkiem BNI. Powiedział mi o organizacji. Ze swoją wrodzoną ciekawością stwierdziłam – warto zobaczyć. Przyszłam na spotkanie jednej z grup. Na początku troszkę mnie to przeraziło, bo pojawiło się wystąpienie publiczne. To jest moja pięta achillesowa, ale spodobało mi się. Poczułam power, poczułam siłę, poczułam wzajemne zrozumienie. Uświadomiłam sobie, że to jest jeden z kierunków, w którym na pewno będzie można skalować swój biznes i pozyskiwać nowych klientów. W zasadzie po pierwszym spotkaniu postanowiłam, że przystąpię do organizacji. W tamtej grupie miejsce dla biura rachunkowego było zajęte, ale tworzyła się inna grupa BNI. I przystąpiłam do osób, które otwierały BNI Vikings.
D.M.: Kiedy to było?
K.L.C.: W 2013 roku.
D.M.: Siedem lat współpracy z przedsiębiorcami w ramach BNI: jakie najciekawsze rekomendacje, sytuacje biznesowe przydarzyły się w tym czasie?
K.L.C.: Dzięki swojej obecności w BNI pozyskałam dużą sieć retailową, która jest moim klientem już od kilku lat. Pozyskałam do obsługi kilka spółek akcyjnych, głównie z branży IT – dla nich wykorzystujemy ulgę badawczo-rozwojową. To są naprawdę już duzi gracze i to są nasi klienci. I to wszystko jest dzięki BNI. Biegły rewident z innej grupy BNI zarekomendował nas do producenta chemii budowlanej, który wdrożył oprogramowanie ERP, a jego obecny dział księgowy miał problemy, żeby to wszystko opanować. Z racji doświadczenia ze współpracy z innymi firmami o podobnym typie działalności możemy całe procesy ogarnąć i przeprowadzić i albo zostawić do obsługi obecnej firmie i tylko nadzorować, albo przejąć.
D.M.: Jaka jest skala biznesu w Twojej firmie dzięki rekomendacjom z BNI? Jakiego rzędu są to klienci? Jakie kwoty?
K.L.C.: Z BNI mamy około 1,2 mln tys. zł obrotu rocznie. Natomiast jeżeli chodzi o liczbę klientów, to jest to około 70 firm. To jest prawie 40% wszystkich firm, które obsługujemy.
D.M.: Czym jest dla Ciebie BNI?
K.L.C.: BNI jest miejscem, w którym realizuję swoje pasje, w którym się uczę. Dzięki BNI poznałam bardzo wielu wartościowych ludzi. Przykładem może być Terry Hamill, który jest dyrektorem BNI w Portugalii. Mieliśmy okazję chwilę porozmawiać na gruncie prywatnym. Podczas lunchu otworzyły mi się oczy, ponieważ jest to osoba, która działa już na dużo większą skalę, niż ja i uzmysłowiłam sobie kilka rzeczy. Że teraz oprócz tego, że prowadzę biuro rachunkowe, mam tę parę lat, żeby zainwestować równocześnie w kilka innych biznesów po to, żeby za 10 lat móc pracować dlatego, że będę chciała, a nie dlatego, że to będzie życiowa konieczność. No i dzięki Terry’emu kilka dodatkowych, równoległych biznesów udało się zrealizować poza czystą obsługą księgową. Takie rozmowy, takie lunche, spotkania z ludźmi, którzy już są o wiele dalej niż Ty, otwierają człowiekowi możliwości, otwierają mu perspektywy i to jest bezcenne.
D.M.: Jest takie stwierdzenie, które jest bardzo popularne w BNI, a opisuje metodologię, sposób myślenia osób, które działają w organizacji. „Givers Gain” – „Dający Dostaje”. Jak to rozumiesz?
K.L.C.: Ta dewiza oznacza bardzo prostą rzecz. Jeżeli pomogę przedsiębiorcy więcej zarobić, pozyskać ciekawsze kontakty, usprawnić firmę, to wdzięczność z drugiej strony – z doświadczenia wiem to po 7 latach bycia w BNI – jest tak duża, że w dobie, w której ja mam problem, tudzież sytuację podbramkową, to zawsze mogę na nich liczyć. Taka grupa BNI to jest jeden wielki zespół i wszyscy się nawzajem wspierają. Mają lidera, ale kluczem jest wzajemne wsparcie i wiosłowanie do brzegu razem.
D.M.: Jakie wartości pozafinansowe znalazłaś w BNI?
K.L.C.: To, co jest istotne, to ludzie; jak wszędzie, na całym świecie, ludzie i partnerzy. Wiele się nauczyłam od moich bezpośrednich przełożonych w grupie, pozyskałam dużo czysto ludzkiego wsparcia. Każda z firm, każdy z nas w indywidualnym życiu miewa problemy, słabsze chwile. To dzięki wsparciu tych ludzi wszystko można dużo prościej przejść. To „Givers Gain” nie dotyczy tylko elementów biznesowych, tylko też płaszczyzny prywatnej, a to może mieć bardzo duże znaczenie, jeżeli akurat jesteśmy w słabszym momencie czy np. w fazie stagnacji. Pomoc – to jest czysto ludzka pomoc w ramach BNI.
Dowiedz się więcej o BNI Polska: www.biznesprzezrekomendacje.pl
D.M.: Gdy dołączyłaś do grupy BNI, gdy przyszłaś na spotkanie, byłaś od razu pewna, czy miałaś jakieś obiekcje?
K.L.C.: Oczywiście, że kwestionowałam zasady, kwestionowałam mechanizmy. Ale potem zobaczyłam, że zasady, które zostały wprowadzone, są skuteczne. A skoro są skuteczne, to mają rację bytu. Jeżeli stosujesz określoną dietę, to masz efekty. To samo jest z zasadami w BNI – stosując zasady BNI, osiągasz efekty. Bezzasadne wydawało mi się wstawanie o 5.00 rano, żeby stawić się na spotkanie o 6.30. Ale potem, jak zdałam sobie sprawę, jak istotny jest czas i jak cenny, to tak przeorganizowałam sobie rzeczywistość, że ta 7.00 rano okazała się atutem, a nie wyzwaniem. I to już mi weszło w krew. Dzięki rozpoczynaniu dnia wcześniej przebudowałam cały tydzień. Te dwie godziny, jak większość społeczeństwa jeszcze śpi, ja mam czas na myślenie – żeby zaplanować dzień, żeby zaplanować tydzień, zaplanować firmę, zaplanować biznes. Bo to jest ten czas, kiedy jestem wyciszona. A to znowu zrobiłam dzięki BNI. I to są rzeczy tzw. niepisane, niematerialne, które człowiek wynosi, będąc członkiem BNI. Znowu – wydawać by się mogło, że w ramach grup BNI mamy małych przedsiębiorców, małych i średnich. I taka jest prawda – mamy raczej małych i średnich przedsiębiorców. Natomiast dzięki kontaktom pozyskałam dużą sieć retailową, działająca w skali ogólnopolskiej właśnie z BNI. Czyli skala partnerów w naszej grupie wcale nie oznacza skali biznesów, która za nimi idzie. Skala biznesu idąca za partnerami w naszej grupie może być dużo większa ich własne biznesy.
D.M.: Jakie są plany biznesowe Biura Rachunkowego „Zysk” na kolejne dwa, może pięć lat?
K.L.C.: Przede wszystkim nowe technologie. Będziemy musieli szereg procesów zautomatyzować, wprowadzać nowe rozwiązania. Tak jak powiedziałam – nasze plany są związane wprost z naszymi klientami. Jeżeli nasi klienci będą np. w branży e-commerce chcieli wyjść poza rynek polski, my musimy zaproponować im szereg rozwiązań, dających im możliwość operowania na rynkach międzynarodowych. Np. rozliczanie sprzedaży z Amazonem. I my znowu musimy być gotowi na to, żeby im takie rozliczenie dostarczyć. Dlatego nasze plany to są przede wszystkim innowacje i wdrażanie nowych technologii po to, żeby usprawniać potem funkcjonowanie naszych klientów.
D.M.: Kasiu, bardzo dziękuję za rozmowę. Pokazałaś nam, w jaki sposób działa nowoczesne biuro rachunkowe. Opowiedziałaś o wielu tematach biznesowych, o swojej drodze do bycia właścicielem firmy. Pokazałaś też innym, że można zaryzykować, ale ryzykować, mając w zanadrzu plan – to wynagrodzenie, które było proponowane versus to co tak naprawdę wybrałaś – tę drogę biznesową, to, co się długofalowo opłaciło. Życzę stawiania ambitnych celów i wierzę, że będą one w najbliższych latach zrealizowane.
K.L.C.: Bardzo dziękuję. Bardzo mi miło. Cieszę się, że mnie zaprosiłeś do rozmowy.
Zapamiętaj! 3 porady biznesowe dla przedsiębiorców:
- Rozmowy i spotkania z ludźmi, którzy już są o wiele dalej niż Ty, otwierają człowiekowi możliwości, otwierają mu perspektywy i to jest bezcenne.
- Wdrażanie innowacji i nowych technologii usprawnia funkcjonowanie klientów.
- Jak się nie rozwijasz, to się cofasz. Strach i obawa przed problemami i konsekwencjami jest naturalną koleją rzeczy. Jedyną rzeczą, którą sobie musimy uświadomić, to jest to, żeby ten strach nas nie paraliżował.