Prowadzę biznes w dobrym stylu. Dzięki temu moja franczyza jest 8. na świecie | Lechosław Chalecki – Szkoła Inspiracji

 | 

BNI Polska

Lechosław Chalecki to trener biznesu, certyfikowany coach i mówca motywacyjny. Od 2006 roku prowadzi Szkołę Inspiracji, ucząc dyrektorów czy menedżerów największych polskich firm jak być dobrym liderem. Lechosław od 3 lat jest franczyzobiorcą BNI w Białymstoku, gdzie utworzył 6 Grup BNI, które łącznie zrzeszają ponad 200 przedsiębiorców. Białystok plasuje się na 8 miejscu wśród najlepszych regionów BNI na świecie.

Z wywiadu z Lechosławem dowiesz się:

  1. W jaki sposób budować zwycięskie zespoły w firmie?
  2. Jak być dobrym liderem?
  3. Z jakimi problemami najczęściej borykają się przedsiębiorcy i jak im zaradzić?

 

Obejrzyj wywiad

Zapamiętaj! 3 porady, jak rozwijać firmę przez rekomendacje

  1. Wspierając ludzi, dając im jak najwięcej, możemy tę wartość dostać w drugą stronę.
  2. Trzeba być bardzo relacyjnym, lubić ludzi, a także bardzo pracowitym – wytężona, mądra praca z innymi ludźmi daje jednocześnie daje dużo satysfakcji i rozwój.
  3. Dobrze przygotowana prezentacja o firmie może okazać się kluczem do sukcesu, ponieważ pomaga pokazać zalety, korzyści Twojej firmy oraz uwypuklić Twoje najmocniejsze strony. Umiejętność przedstawienia się w sposób wzbudzający zaufanie, świadczący o wysokich kompetencjach, przekłada się na pozyskanie nowych rekomendacji.

 

Przeczytaj wywiad

Damian Masel: Dzień dobry. Dziś mam przyjemność rozmawiać z Lechosławem Chaleckim, właścicielem firmy szkoleniowej „Szkoła Inspiracji”, twórcą BNI regionu białostockiego. Powiedz, proszę, czym zajmuje się Twoja firma?

Lechosław Chalecki: „Szkoła Inspiracji” to firma szkoleniowa, edukacyjna, która pomaga przedsiębiorcom – i teraz będzie ładne marketingowe hasło – zbudować zwycięski zespół. Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś ma pomysł na produkt czy usługę w biznesie, to ma pomysł na koszty. A jeżeli ma pomysł na koszty, to trzeba to sprzedać, trzeba mieć zespół, żeby to obsłuży, więc ja przedsiębiorcom pomagam zbudować zwycięski zespół tak, żeby tym ludziom chciało się chcieć i brali odpowiedzialność za swój odcinek działalności w danej firmie.

D.M.: W jaki sposób budujecie zespoły?
L.Ch.: Nie tyle budujemy, bo często te zespoły już istnieją. Pewnie niejednokrotnie doświadczyłeś tego, że, pracując z jakąś firmą, która świadczy usługi, widzisz, co ją wyróżnia – jakość obsługi, podejście pracowników, energia, która tam jest i to, na co ja bardzo zwracam uwagę od samego początku – aby moje biznesy były prowadzone w dobrym stylu. I okazuje się, że, idąc w tym kierunku, pomagam moim klientom – w tym przypadku przedsiębiorcom – zbudować zespół, prowadzić go w dobrym stylu. I, uwaga, to się przekłada na efekty, więc zmieniam trochę tę kolejność. Często jest tak, że patrzymy na biznes przez pryzmat Excela, przez pryzmat wyników, obrotów i tak dalej. A ja patrzę przez pryzmat relacji i efektem tego są mierzalne wyniki.

D.M.: Jakie aspekty miękkie, relacyjne, mają wpływ na wyniki? Wspomniałeś o tabelkach, o Excelu… Jak to się potem przekłada w Twojej ocenie?
L.Ch.: To jest trudno mierzalne i trudno definiowalne, bo jeżeli mówimy o milionach obrotu, to bardzo łatwo można o tym powiedzieć. Jeżeli mówimy o budowaniu relacji, to jest to mało mierzalne. Jak zaczynamy o tym mówić, to to może trochę znikać, natomiast na pewno zwrócenie uwagi na każdego człowieka, jakim on jest, jaki ma typ osobowości, czego potrzebuje, jakie ma naturalne kompetencje… Ja to trochę żartobliwie nazywam: jakie ma swoje ustawienia fabryczne i dedykowanie go w firmie do takich zadań, które będą naturalne dla niego.

Przeczytaj także: Mamy realny wpływ na rozwój przedsiębiorczości w Lublinie | Milewski & Korzeniewski Sp. z o.o.

DM: Czasami ma się takie poczucie, że niektórzy robią rzeczy, do których nie są stworzeni, a niektórzy wręcz przeciwnie… Pomagacie takie rzeczy ustawić?
L.Ch.: Bywa, że pracownika z kompetencjami do obsługi klienta frontmena sadza się gdzieś na zapleczu do obsługi, powiedzmy, księgowej, tylko dlatego, że ma takie a nie inne kompetencje formalne, co powoduje, że ta osoba z jednej strony nie jest tak efektywna, jak mogłaby być dla firmy, a i ona sama gdzieś powoli zaczyna się wypalać. Jeżeli mówimy o tym, w jaki sposób pomóc budować zwycięski zespół, to na pewno dużo pracy jest na płaszczyźnie komunikacji, zwłaszcza lidera z członkami jego zespołu.

D.M.: Z jakimi problemami zgłasza się taka firma? Na przykład jestem przedsiębiorcą: co muszę mieć w głowie, żeby współpraca z Wami była wartościowa dla mojej firmy?
L.Ch.: Często przychodzi na nas przedsiębiorca, właściciel firmy i mówi: „Powtarzam tym ludziom po raz kolejny, daję im zadanie, a oni swój czas tracą i robią coś innego, nie rozumiemy się. Gdyby ci ludzie robili to, co powinni robić, to mielibyśmy dużo lepsze efekty”. Pracownicy nie biorą na siebie odpowiedzialności za wykonywanie zadań. To są najczęściej zgłaszane problemy. Jeśli potem pracujemy w sferze komunikacji w głębszym zrozumieniu, to okazuje się, że poukładanie tych miękkich procesów zamienia się na efekt finansowy. Kolejnym tematem, z którym często zgłaszają się przedsiębiorcy, jest umiejętne delegowanie zadań: jak przekazać informację pracownikom, aby zrobili w określonym czasie to, co powinno być zrobione, nie rozpraszali swojej uwagi na niepotrzebne rzeczy.

D.M.: Często jest tak, że ktoś czegoś nie robi, bo albo nie wie jak, albo nie chce… Jak nie wie jak, to można go nauczyć, ale jeśli nie chce, to nie jest to właściwa osoba na tym stanowisku – czasami nie ma predyspozycji, umiejętności. Szef próbuje te rzeczy wydobywać, próbuje te osoby jakoś przesuwać. Jak działacie od strony praktycznej, żeby to zafunkcjonowało?
L.Ch.: Jestem absolutnie przekonany, że jestem mistrzem w wyciąganiu wniosków. Im trudniejsza sytuacja, tym wnioski wyciągnięte z danej sytuacji bardziej służą do tego, aby naprawić firmę, naprawić zespół. Nauczymy się tego w korporacji. Kiedyś mój przełożony, oczywiście mając dobre intencje, w taki sposób komunikował zadania zespołowi, że zespół, niestety, pół roku stracił na zupełnie coś innego i w efekcie, w podsumowaniu, nie było takich wyników, jakie mogłyby być, gdyby ludzie wiedzieli, czym muszą się zająć. Wtedy, pamiętam, stworzyłem taki swój model – nazwałem go jasnym precyzowaniem oczekiwań. I to jest między innymi element, którego teraz uczę liderów. Korporacja, w której wtedy pracowałem, to lider na polskim rynku w usługach finansowych, a ja zarządzałem oddziałem sprzedaży w województwie podlaskim.

D.M.: Jak się zaczęła Twoja przygoda biznesowa związana z prowadzeniem szkoleń? Najpierw model korporacyjny, menadżer średniego szczebla, a w tym momencie własna firma… Co było pomiędzy?
L.Ch.: W 1998 roku w moje ręce wpadła fotoksiążka „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi”, której autorem jest Dale Carnegie. Wtedy zacząłem trochę inaczej patrzeć na komunikację międzyludzką. Zacząłem tę wiedzę wykorzystywać do zarządzania ludźmi, z którymi pracowałem, do szkolenia ich. I okazało się, że dzięki temu naprawdę w każdym kolejnym okresie mamy coraz lepsze wyniki. W 2002 roku przejąłem oddział w Białymstoku, który był na samym dole rankingów sprzedażowych. Zarządzałem grupą 120 osób i, wykorzystując tę wiedzę, doprowadziłem do tego, że na przestrzeni czterech lat ten oddział był najlepszy w kraju. Doszedłem do wniosku, że skoro potrafię robić to ze swoimi ludźmi, to na pewno będę mógł realizować to na zewnątrz. Zawsze miałem takie marzenie, pragnienie, żeby mieć swoją działalność. I z jednej strony to mnie ciągnęło, żeby zrobić swój biznes. W firmie, w której wtedy pracowałem, zmienił się zarząd i tym samym zarządzanie firmą. Miałem marzenie robić coś na własną rękę, więc odszedłem, a miałem wtedy najlepsze wyniki w kraju. I tak oto w 2006 roku powstała „Szkoła Inspiracji”.

D.M.: Dopytam o ten wynik, bo w cztery lata z zespołu na samym dole do teamu dającego prawie najlepsze wyniki…? Wydaje się prawdopodobne. Wiem, że takie rzeczy można zrobić. Ale jak? Co zmieniliście w zespole na przestrzeni tych czterech lat? Jak się zmieniła kultura pracy?
L.Ch.: Chciałbym powiedzieć, jakie były różnice, bo obserwowałam potem, czym różni się mój zespół, mój region, mój oddział od innych. Przede wszystkim tym, że, jak wspomniałem, nie byłem skrzynką podawczą informacji z centrali do moich ludzi. Zrozumiałem, że czas podania informacji, sposób podania informacji jest bardzo ważny. Zrozumiałem, żeby ludzi zainspirować do czegoś (stąd nazwa „Szkoła Inspiracji”), trzeba być dobrym przykładem. Nie wystarczy tylko wymagać, więc ja byłem cały czas z ludźmi w terenie, byłem dobrym przykładem, byłem dla nich wsparciem i to spowodowało, że ludzie po prostu zaczęli mi ufać.

D.M.: Jakie dobre i jakie złe praktyki wyciągnąłeś z pracy w korporacji?
L.Ch.: Jeżeli ktoś ma szansę pracować w korporacji, to niech przygląda się strukturom, zależnościom, jak to wszystko wygląda. Jest to zupełnie inaczej niż w małej firmie. To, czego się nauczyłem, to rozumienie struktur, zarządzanie zespołem, zarządzanie firmą i to bardzo często w jakimś stopniu jest do przeniesienia do mniejszych firm. Nauczyłem się wtedy też wyciągać wnioski i nauczyłem się filtrować informacje od moich przełożonych do moich ludzi i to spowodowało, że mieliśmy naprawdę superwyniki.

D.M.: Jakie są pułapki? Bywa, że osoby z korporacji przechodzą do swojej firmy albo mniejszej firmy i próbują pewne rzeczy skopiować jeden do jeden.
L.Ch.: Pułapka jest finansowa, bo, pracując w korporacji, z reguły podejmujemy decyzje zarządzając czyimś budżetem i to jest znacznie łatwiejsze. Przechodząc do własnej firmy powinniśmy nauczyć się lepiej liczyć niż w korporacji. W korporacji miewa się taki malutki kawałek tematów, za które jest się odpowiedzialnym. A będąc we własnej firmie, przynajmniej na początku drogi, musimy ogarnąć wszystko.

D.M.: Jakie były początki „Szkoły Inspiracji”?
L.Ch.: Miałem już rodzinę i dwójkę dzieci. Jestem bardzo odpowiedzialnym facetem, więc nie położyłem, ot po prostu, kwitów, tylko powiedziałem sobie, że odejdę z korporacji na własną działalność, jeżeli znajdę dwóch klientów, ale to muszą być klienci, których wcześniej nie znałem. Nie, że pójdę do znajomych i kupią ode mnie usługę szkoleniową. Odejdę tylko wtedy, jeżeli znajdę przedsiębiorców, spotkam się z nimi, przeprowadzę rozmowę sprzedażową i oni kupią u mnie szkolenie. Ja je przeprowadzę, a oni dadzą mi lajka i rekomendacje. To będzie dla mnie sygnał, że poradzę sobie na rynku komercyjnym. Tak zrobiłem: znalazłem dwóch klientów, zrobiłem fantastyczne dwa szkolenia, dostałem rekomendacje i to był ten moment, kiedy wiedziałem, że mogę położyć kwity w korporacji. Wtedy też pojawiła się informacja od moich kolegów, z innych oddziałów oczywiście, że pewnie podkupiła mnie konkurencja, bo z takimi wynikami niemożliwe, żebym rezygnował z tych wszystkich zabawek korporacyjnych, ze stanowiska i szedł na swoje. Ja jednak wiedziałem, czego chcę. Jestem długodystansowcem, a nie sprinterem – wiem, że biznes to jest maraton i trzeba na niego patrzeć w długiej perspektywie.

D.M.: Wiele osób myśli, że własny biznes to sielanka: wstajesz, kiedy chcesz, pracujesz, kiedy chcesz, ile chcesz, rzeczy się dzieją, pieniądze spływają, klienci przychodzą. Tak było?
L.Ch.: Oj nie… To tak, jak patrzymy na sportowca, który odniósł sukces. Widzimy ten sukces, złote medale, sławę, jak ze sportowca staje się celebrytą i zarabia pieniądze. Ale każdy efekt musi być okupiony wyrzeczeniami. Miałem w pewnym momencie taki pomysł, że chcę skalować swój biznes i wejść w internet. To było cztery lata temu – pozyskałem inwestora, z którym szedłem w spółkę. Zainwestował dla mnie wtedy dość duże pieniądze, kilkaset tysięcy zł. Zbudowałem duży zespół. Przez rok tworzyliśmy content do sieci. Dla mnie to była od strony finansowej porażka, bo zostały stracone duże pieniądze – wspólnika i moje. Natomiast to była bardzo, bardzo duża lekcja. Mówiłem wcześniej o umiejętności wyciągania wniosków. Z tego wszystkiego, co się wydarzyło, począwszy od zatrudniania ludzi, proces delegowania zadań, do zwalniania ludzi, to była ogromna lekcja, dzięki której jestem teraz silniejszym przedsiębiorcą. Dzięki temu buduję bardzo dobry region BNI, mam ogromną wiedzę, swoje know-how i pomagam przedsiębiorcom budować zwycięskie zespoły. Więc jeżeli w naszym życiu trafi się porażka, to to nie jest porażka… To jest informacja zwrotna, to jest lekcja. Ja to traktuję jako bardzo drogą lekcję… Tak drogiego kursu nie kupiłem sobie nigdy – tak drogiego, jaki wtedy miałem przy okazji tworzenia spółki. Dzisiaj jestem dumny, bo w ubiegłym tygodniu odkupiłem resztę udziałów od wspólnika, spłacając nominalnie to wszystko, więc wyszedłem z tego bardzo dobrym stylu. To, do czego zachęcam zawsze przedsiębiorców, to żebyśmy z wyprzedzaniem patrzyli na to, co się dzieje, biorąc pod uwagę nasze wcześniejsze doświadczenia i wyciągali z tego wnioski, poprawiali nasze przyszłe decyzje. Jeżeli będziemy organizacjami, firmami, przedsiębiorstwami, które permanentnie uczą się, a elementem uczenia się jest zawsze wyciąganie wniosków, to z każdym kolejnym okresem będziemy silniejsi.

D.M.: Wspomniałeś o BNI. Wspierasz przedsiębiorców w Białymstoku, budujesz grupy przedsiębiorców, stworzyłeś BNI w Białymstoku. Jaki był cel? Jak do tego doszło?
L.Ch.: Cel trudno powiedzieć jaki był, bo te cele się zmieniały w trakcie. Tworząc pierwszą grupę nie miałem na celu zbudowania regionu. Po prostu miałem takie marzenie, że skoro nie ma w Białymstoku tego typu grupy, tego typu społeczności, to skoro nie ma, to zakasujesz rękawy i tworzysz. Zrozumiałem, że dla mnie będzie to bardzo dobre dla rozwoju biznesu, bo zmieniałem trochę profil, odchodziłem od klientów indywidualnych w szkoleniach, aby pójść w stronę klientów firmowych. Doszedłem do wniosku, że jeżeli nie ma takiej organizacji, to ją utworzę. Zbieg okoliczności spowodował, że mniej więcej wtedy, kiedy o tym myślałem, a był to 2016 rok, zadzwonił do Ryszard Chmura. Powiedział, że ma rekomendacje; że jestem tą osobą w Białymstoku, która mogłaby zrzeszać przedsiębiorców, która mogłaby w ten sposób pomagać im w rozwoju biznesu. Ja wtedy bardzo mu podziękowałem za zaufanie i odpowiedziałem, że nie jestem absolutnie zainteresowany, bo nie mam czasu, zarobiony jestem. Ryszard powiedział: „Będziesz w Warszawie, wpadnij, napijemy się kawy”. Rzeczywiście, po jakimś czasie spotkaliśmy się na kawie. Jak pokazał mi, jak funkcjonuje BNI – a dodam, że wyobrażenie miałem zupełnie inne – jak wygląda rozwój grup, to podjąłem decyzję, że tworzę pierwszą grupę. Było to i łatwe, i trudne, bo absolutnie nie miałem doświadczenia, nie byłem nawet na spotkaniach pokazowych. Po szkoleniu z otwierania zadzwoniłem do wszystkich moich klientów, zaczęliśmy konstruować pierwszą grupę, która powstała w dość szybkim tempie, bo w niespełna pół roku.

D.M.: Jaką miałeś motywację poza tym, że chciałeś stworzyć grupę przedsiębiorców? Wspomniałeś, że wiedziałeś, że to będzie miało impakt na Twoją firmę. Co jeszcze Cię motywowało?
L.Ch.: Ja mam takie podejście i mam nadzieję, że ten wywiad też będzie dla wielu edukacyjny: lepiej z błędem zacząć, niż perfekcyjnie zwlekać. Więc jeżeli podjąłem decyzję po rozmowie z Ryszardem, że to robię, to wróciłem do mojego miasta, zaprosiłem moich partnerów biznesowych, moich klientów i złożyłem deklarację, że chcę razem z nimi zbudować społeczność, która będzie się rozwijała, pomagała sobie nawzajem i w biznesie, i w rozwoju. Powiedziałem, do kiedy to się powinno wydarzyć i potem robiłem wszystko, żeby to zrealizować. Ludzie mi po prostu zaufali, a ja dotrzymałem każdego małego słowa, na które się umawialiśmy.

D.M.: Powiedziałeś o tej pierwszej grupie: rozpocznijmy, działajmy, nieperfekcyjnie, ale działajmy. Wiem, że teraz grup BNI w Białymstoku jest więcej.
L.Ch.: Po trzech latach, bo jeszcze nie mamy czterech lat – nasz region jest bardzo młody – mamy sześć grup. Dynamiczny wzrost, bardzo dobra retencja: siedmiu na dziesięciu przedsiębiorców zostaje z nami na kolejne lata, co, myślę, zasługuje na szczególne uznanie. Mamy ósme miejsce na świecie, jeżeli chodzi o regiony, a jest ich ponad 1100, więc to ogromny powód do dumy. Natomiast to nie tylko moja praca, tylko praca całego zespołu, praca wszystkich przedsiębiorców.

D.M.: Wspomniałeś o sześciu grupach zrzeszających przedsiębiorców. Ile to jest osób? Jak to wygląda od strony społeczności, która wspiera się w biznesie?
L.Ch.: Na ten moment to 210 przedsiębiorców. Co też zmierzyliśmy – w tej chwili mamy bardzo realny wpływ na ponad dwa tysiące ludzi w Białymstoku, w naszym regionie. W jaki sposób? Każdy przedsiębiorca ma kilku pracowników, prawie każdy ma rodzinę, więc jeżeli tym przedsiębiorcom się dobrze powodzi, mają lepszą jakość życia, lepszą jakość biznesu, to ludzie, którzy są w ich otoczeniu, też mają lepszą jakość.

DM: W jaki sposób firmy współpracują ze sobą w ramach grup BNI, w ramach regionu? Tworzycie zgraną społeczność, o której tutaj mówisz. Jakie to przynosi efekty? Jakie korzyści?
L.Ch.: Biznes jest bardzo łatwy i łatwo się go prowadzi pod warunkiem, że otaczasz się fajnymi ludźmi, mądrymi. I gdy się ciężko pracuje, to wtedy jest wszystko bardzo łatwe. Podobnie jest u nas, w Białymstoku. To, co zauważyłem, że, przechodząc do tworzenia kolejnej grupy, jak najwięcej odpowiedzialności trzeba zostawić społeczności w tej grupie. Jeżeli ludzie czują tę odpowiedzialność, jeżeli poczują, że to jest ich, utożsamiają się z tym, to po pierwsze ty, jako osoba, która w tym wszystkim zarządzasz, masz mniej pracy i jesteś bardziej wsparciem dla ludzi, a nie tym, który musi operacyjnie wykonywać różne rzeczy. Tak jak pierwszą i drugą grupę praktycznie stworzyłem sam, mówiąc od strony zarządzania – oczywiście byli przedsiębiorcy, którzy rekomendowali swoim znajomym uczestnictwo w BNI – to kolejne grupy były tworzone już przez mój zespół. W tej chwili nadal się dynamicznie rozwijamy. Natomiast ja pracuję wspierając kolejnych liderów i uważam, że to jest ogromny przywilej, bo jedno to jest być liderem, a drugie to tworzyć innych liderów, wspierać ich w osiąganiu ich sukcesów. Jak wiesz, główne hasło BNI to rozwój biznesu poprzez rekomendacje. Ja poszerzyłem to i od samego początku ludziom mówię: „Spotykamy się w jednym celu po to, aby rozwijać siebie jako ludzi i nasze biznesy, i wspierać się w tym rozwoju”. Od samego początku pokazuję przedsiębiorcy: „Jeżeli ty jesteś na jakimś poziomie, to twoje przedsiębiorstwo nigdy nie będzie ponad ten poziom. Jeżeli chcesz urosnąć, to ty sam musisz rosnąć – twoja wiedza, kompetencje, znajomości, kontakty muszą być na coraz wyższym poziomie. Więc nie inwestuj wyłącznie w materię, która jest związana z prowadzeniem biznesu – inwestuj w siebie”. I inwestycją w siebie w BNI jest zaistnienie w grupie, uczestnictwo w warsztatach, które organizujemy. Myślę, że takim namacalnym przykładem tego, w jaki sposób to działa, są historie przedsiębiorców, którzy pomogli sobie nawzajem. Są sytuacje, kiedy współpraca między przedsiębiorcami przekłada się tylko na pieniądze, ale są sytuacje, kiedy nie ma konkretnej faktury ze współpracy, ale jest inna wartość. Jednym z takich przykładów jest przedsiębiorca, który wynajmował pomieszczenia na warsztat samochodowy. Okazało się, że dostał wypowiedzenie i musiał się wyprowadzić w ciągu miesiąca. Nie będę tego rozwijał, ale tam był pewien aspekt prawny. Gdyby nie kontakty z BNI, nie dotarłby do właściciela tego budynku, a był nim McDonald’s. Dzięki kontaktom uratował swój biznes. I zobacz: nie było za to faktury, natomiast gdyby musiał swoją firmę stamtąd wynieść, straty byłyby potężne. Nam po prostu zależy, my siebie lubimy, zaufaliśmy sobie. Na każdym kroku też uczę ludzi tego, aby mieli oczy i uszy szeroko otwarte, gdy są na rynku. Problem Twojego klienta, kontrahenta może być dla mnie biznesem, jeżeli ja mu ten problemu rozwiążę. Pamiętam, jak osobiście jednemu z przedsiębiorców pomogłem dotrzeć do właściciela pewnego hotelu. Nie znałem go, ale uparłem się, że umówię się z nim nie dla siebie, tylko po to, aby umówić go na spotkanie z innym przedsiębiorcą, który robi baseny. I to na właścicielu hotelu zrobiło duże wrażenie, że nie przychodzę w swoim interesie, tylko w interesie przedsiębiorcy z Białegostoku i chcę zrobić wszystko, aby ten właściciel z nim się umówił. Doprowadziłem do tego spotkania. Akurat tak się stało, że nikt nie miał tam ciepłych rekomendacji. Skoro ich nie było, to trzeba było dotrzeć bezpośrednio i pomóc. Myślę, że to, co nas wyróżnia: dla mnie osobiście łatwiej jest mówić o czyimś biznesie, kogoś rekomendować, kogoś zachwalać, kogoś wspierać, niż być swoim własnym ambasadorem. Więc mogę być Twoim ambasadorem, na rynku zaświadczyć o twojej rzetelności. Dla mnie osobiście jest to dużo łatwiejsze. I nauczyłem tego przedsiębiorców zrzeszonych w BNI Białystok.

D.M.: Pada dzisiaj dużo słów typu: relacje, społeczność, współpraca. Co się kryje za tą społecznością? Jakie to są firmy? Co to za osoby? Jak trafiły do BNI?

L.Ch.: Gdy zapraszamy kogoś na spotkanie, aby zobaczył i podjął decyzję, czy to jest dla niego, wtedy pokazujemy mu możliwości. Tego typu organizacja, jaką jest BNI, jest wyłącznie dla ludzi, którzy chcieliby być w innym miejscu, niż są teraz. Na pewno to nie jest organizacja dla ludzi, którzy swoje status quo zaakceptowali; którzy uważają, że jest super i myślą, że tak będzie zawsze. Bardzo wielu przedsiębiorców rozumie, że jeżeli będą stali w miejscu, to za chwilę będą się cofać. I ci przedsiębiorcy, którzy widzą, że szansa na rozwój siebie jako człowieka i rozwój swojego biznesu jest we współpracy z innymi przedsiębiorcami, dołączają do nas bardzo chętnie. Tym chętniej, im jesteśmy więksi, bo tutaj działa efekt kuli śnieżnej. Coraz więcej firm, przedsiębiorców w Białymstoku, z racji tego, że istniejemy czwarty rok, już wie o tej organizacji i wie, czym się zajmujemy. Jeżeli mówimy o pomaganiu sobie nawzajem w rozwoju osobowym i rozwoju biznesu, to mogą w tym pomagać bardzo różni ludzie, różni przedsiębiorcy. Równie dobrze to może być mały biznes, który zatrudnia jednego pracownika, jednak ma bardzo dobre kontakty, bo świadczy usługi. Tak – te kontakty i jego wiedza mogą pomóc komuś innemu. I to jest przedsiębiorca, który ma pięćset tysięcy złotych obrotów w ciągu roku, ale to też jest organizacja dla bardzo dużych firm. Największą, którą mamy w Białymstoku, jest Unibep – w 2019 roku zrobił obrót na poziomie miliarda sześciuset dziewiętnastu milionów złotych. To robi wrażenie. I taki człowiek, który jest w naszej społeczności, też czerpie bardzo dużą wartość z tego, wartość rozwojową, bo my nie mamy dla niego rekomendacji na zbudowanie potężnego mostu, czy na wybudowanie osiedla w Norwegii. Natomiast tacy ludzie mają wartość rozwojową, dają innym doskonałe rekomendacje. Więc ten przekrój jest dość duży. Natomiast najistotniejsze jest to, że przychodzą ludzie, którzy w sposób pozytywny od życia chcą więcej, ale nie tylko wziąć, bo też nie ma miejsca dla ludzi, którzy są nastawieni tylko na branie. „Jedną prawdę trzeba znać – żeby dostać, trzeba dać”. Więc jeżeli mamy cokolwiek otrzymać, to też musimy podzielić się z innymi. I to hasło też wykorzystuję na naszych spotkaniach w różnych kontekstach. Między innymi rozwijamy to, w jaki sposób prezentujemy siebie, jak mówimy o swoich potrzebach, więc to hasło „Jedną prawdę trzeba znać – żeby dostać, trzeba dać”, aby dostać rekomendacje, dostać wsparcie, trzeba dać dobrą informację w drugą stronę, czego my tak naprawdę od życia, od biznesu, od tego rynku chcemy.

D.M.: BNI w Polsce działa w różnych miastach; w Białymstoku, Krakowie, Łodzi, Warszawie, Wrocławiu i wielu innych miastach. Kto powinien pomyśleć o budowie takiej społeczności u siebie w regionie, w mieście, gdzie BNI na jeszcze nie ma?

L.Ch.: Przede wszystkim trzeba lubić ludzi i mieć taki filtr do tego, że wspierając ludzi, dając im jak najwięcej, możemy tę wartość dostać w drugą stronę. Jestem żywym przykładem na to, że im większej społeczności, większej liczbie przedsiębiorców pomogę, tym lepiej powodzi się mi i tym lepiej powodzi się tym ludziom. Więc to jest pierwsza rzecz: trzeba być bardzo relacyjnym, lubić ludzi. Druga rzecz: trzeba być bardzo pracowitym, bo zanim się dojdzie do tego etapu, w którym ja w tej chwili jestem – jestem franczyzobiorcą, ale zanim do tego doszedłem, to też była potrzebna wytężona, mądra praca z innymi ludźmi, ale ta praca jednocześnie daje dużo satysfakcji i rozwój – więc to jest drugi element. Trzeci jest taki, aby podjąć decyzję. Bo każdy z nas ma swój pomysł na biznes i przychodzi ten moment – i do tego też zwykle zachęcam przedsiębiorców, aby zrobić remanent, research tego, co my robimy i zrozumieć, czego już robić nie powinniśmy. Napisałem książkę „Potęga życia”. Jeden z rozdziałów traktuje o tym, z czego należy zrezygnować, aby uwolnić energię, aby uwolnić te zasoby, które są źle wykorzystywane, żeby można było zrobić coś lepiej.

Dowiedz się więcej o BNI Polska: www.biznesprzezrekomendacje.pl 

D.M.: Zdradzisz, z czego należy zrezygnować?

L.Ch.: W związku z tym, że chciałbym, aby ten wywiad był edukacyjny, to tak, zdradzę. Zawsze mam trzy takie filtry i podpowiadam, przez jakie filtry należy spojrzeć, aby dojść do wniosku, z czego trzeba zrezygnować. Pierwszy filtr: czy to ci daje satysfakcję? Zrozum, czy to, co w tej chwili robisz, w skali od 1 do 10, jest dla ciebie satysfakcjonujące. Drugi filtr to rozwój. Czy produkt, który wdrażasz, usługa, którą oferujesz, czynności, które wykonujesz, rozwijają Cię? I znowu od 1 do 10. A trzeci filtr, u mnie jest on w trzeciej kolejności, to jest kasa. Czy na tym zarabiasz, czy nie? I teraz, jeżeli w swojej firmie jesteś na jakimś etapie rozwoju, to przyglądasz się, czego ci najbardziej brakuje: czy satysfakcji, czy rozwoju czy biznesu. Jak sobie zrobisz taki research, patrząc na wszystkie czynności, które wykonujesz, to jak w zwierciadle widać, co trzeba byłoby wywalić. I raptem okazuje się, że zostają dwie-trzy najważniejsze czynności. Poświęcisz im więcej uwagi, zaczynasz skalować to, co potrafisz robić najlepiej, co daje największą wartość przedsiębiorczą i wow! Wychodzi.

D.M.: Co Cię zmotywowało do napisania książki?

L.Ch.: Książka „Potęga życia” – bo tak ją nazwałem – „Jak zacząć od nowa, nie zmieniając wszystkiego wokół?” była motywowana tym, że zauważyłem, jak moi klienci, ludzie wokół mnie, rzucają wszystko, zaczynają od nowa, ale – uwaga – ze starym sposobem myślenia. Zmieniają miejsce pracy, zmieniają partnera, zmieniają cokolwiek, ale mają stary sposób myślenia i w dłuższej perspektywie nic się nie zmienia. Sztuką jest zostać w tym samym miejscu, w którym jesteśmy w sensie miejsca zamieszkania, miejsca pracy, prowadzonego biznesu, partnera życiowego i wtedy dokonać prawdziwej zmiany. Więc to była pierwsza motywacja, bo zauważyłem, że mi to zaczyna wychodzić, że robię to dobrze, że patrzenie, to o czym wielokrotnie mówiłem, w długiej perspektywie na jakieś zdarzenia naprawdę ma sens. I to była ta motywacja. Drugą było to, aby moja mama była ze mnie dumna i jej duma, jej podziw w oczach, jak dowiedziała się, że jej syn napisał i wydał książkę – bezcenne. Tak to wygląda.

DM: „Potęga życia” Lechosław Chalecki… Powiedziałeś o biznesie w dobrym stylu. Biznes w dobrym stylu, relacje. Ale czy to zawsze przekłada się na wynik?

L.Ch.: Ależ oczywiście, że nie. Tak samo, jak nie zawsze na wynik przełoży się twarde patrzenie wyłącznie w tabelki. Sam doświadczyłem czegoś takiego: że jestem taki aksamitny, dobry, pomagam innym ludziom, daję komuś wsparcie przez cztery lata i potem dostaję z liścia, za przeproszeniem, i czuję się trochę jak frajer. Źle zrobiłem, że pomagałem tej osobie aż tak długo i obserwuję efekt wyuczonej bezradności. Pomagamy, tak dużo dając od siebie, że ten, któremu pomagamy, się nie usamodzielnia. I zrozumiałem, że prowadzenie biznesu w dobrym stylu to nie jest bycie takim aksamitnym przedsiębiorcą, dobrym dla wszystkich. Oczywiście dobrym trzeba być, natomiast zrozumiałem, jak trzeba to poukładać. I mam takie hasło życzliwo-konsekwentnej komunikacji. Tego też uczę przedsiębiorców. W oparciu o to też buduję BNI – życzliwość i konsekwencja, co oznacza, że w pierwszej kolejności i numerem jeden zawsze jest człowiek. Rozumiem cię jako człowieka, Twoje potrzeby, ograniczenia, problemy. Natomiast tuż obok stoi konsekwencja. My jako przedsiębiorcy musimy coś zrobić, musimy uzyskać jakiś efekt. Więc odpowiadając na pytanie: to nie jest tak, że coś działa zawsze. Jeżeli mądrze to poukładamy i jedno wynika z drugiego, jesteśmy konsekwentni, to to wtedy zadziałała.

D.M.: Czego, według Ciebie, nie powinno się robić, będąc przedsiębiorcą?

L.Ch.: Na pewno nie powinno się robić wszystkiego i tu, już ponad wszelką wątpliwość, mówię o rezygnacji. Są ludzie, którzy w sposób automatyczny reagują na potrzeby rynku. Na przykład: specjalizuję się w drukach, a klient chce zrobić reklamę świetlną z plexi. Ty nigdy tego nie robiłeś. Ale mówisz: „Okej, zrobię to, bo mój klient tego chce”. Przez to możemy stracić czas, możemy stracić też wizerunek, bo niekoniecznie zrobimy to dobrze. Nie ogłaszamy, że to jest prototyp, który robimy, tylko jest to coś, w czym się specjalizujemy. Więc na pewno przedsiębiorcy nie powinni, absolutnie nie powinni robić wszystkiego. Nie powinni też ze swoimi troskami zostawać sami. Doświadczyłem tego w naszych grupach BNI. Zdarza się, że ktoś ma trochę słabszy okres i coś go blokuje przed powiedzeniem prawdy partnerom biznesowym, że potrzebuje wsparcia w zupełnie innym obszarze biznesu. Jeżeli pójdzie w kierunku prawdy, jeżeli nie zostanie sam, powie: „Słuchajcie – w tej chwili straciłem dużego klienta, bardzo was proszę – pomóżcie mi, bo jestem w takiej sytuacji; jak jej nie zmienię, to będę miał takie i takie konsekwencje”, to okaże się, że ludzie chcą pomagać. Dwie najważniejsze podpowiedzi. Pierwsza – nie rób wszystkiego. Druga – z tym, z czym jesteś, nie zostawiaj sam, miej wokół siebie grono ludzi cię wspierających i wtedy poradzisz sobie w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji.

D.M.: Ludzie boją się prosić o pomoc. To jest tak w nas zakorzenione, że proszenie o pomoc to oznaka słabości…

L.Ch.: Tak, a z drugiej strony badania pokazują, że jesteśmy wrodzonymi altruistami. Chcemy innym pomagać, więc fajnie, że to poruszasz, bo to jest taki kawałek, którego musimy się nauczyć. Myślę, że to też jest bardzo mocna strona mojego regionu, a ja tego ludzi uczę. Wstań, spójrz ludziom w oczy i powiedz, jaki masz aktualnie problem, na czym ci zależy, jakie wyzwanie przed Tobą stoi. Jeżeli nie będą wiedzieli, nie ma szans, że Ci pomogą. To jest coś, czego warto się uczyć.

D.M.: Jesteś osobą, która bardzo twardo stąpa po ziemi, ale masz też swoje ambitne plany. Opowiedz o nich.

L.Ch.: Jeżeli chodzi o społeczność, bo tak trzeba powiedzieć o ludziach, z którymi pracuję, to bardzo bym chciał, widząc, jakie efekty to daje ludziom, z którymi pracuję w Białymstoku, zeskalować się na początek na Polskę i wierzę, że dzięki szkoleniom online, dzięki temu, że jest to teraz tak spopularyzowane, będę mógł dotrzeć i dzielić się z większą społecznością przedsiębiorców – to jest mój cel. Natomiast jeżeli chodzi o BNI Białystok, o „Szkołę Inspiracji”, to moim marzeniem jest to, aby pomagać jeszcze większej grupie ludzi, aby mieć realny wpływ na kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy ludzi w Białymstoku – chciałbym zrzeszać przynajmniej 1000 przedsiębiorców. Uwaga – to jest bardzo długofalowy cel i mówię o nim głośno. Czy go zrealizujemy? Tego nie wiem. Wiem, że chciałbym to zrobić. Wiem, że mam dobre fundamenty i wiem też, że dzisiaj jestem na to absolutnie niegotowy. Tak jak dwa lata temu nie byłem gotowy na to, żeby zarządzać regionem ponad 200 przedsiębiorców. Natomiast krok po kroku, wchodząc na kolejne schodki, przygotowujemy się do tego i to są moje marzenia związane stricte z biznesem. Jeżeli chodzi o mnie jako o Lechosława Chaleckiego, to chciałbym mieć trochę więcej czasu na podróżowanie. Jestem pewien, że budując zespół, a buduję go cały czas, będę mógł zostawić odpowiedzialnym ludziom coraz większe obszary moich dwóch spółek i wspierać ich w tym. Oni będą mieli z tego ogromny fun, tak samo jak i ja.

D.M.: Powiedz jeszcze na zakończenie: kto powinien zgłosić się do Ciebie bądź do BNI w Białymstoku? Jaka osoba, jak firma myśląca o rozwoju powinna odwiedzić spotkanie grupy?

L.Ch.: Taka osoba, ten przedsiębiorca, który, słuchając tego wywiadu, poczuł coś w środku, że: „Kurczę…? Naprawdę? Coś takiego jest możliwe? Można pomagać innym ludziom i jednocześnie samemu się rozwijać? Prowadzenie biznesu w dobrym stylu może przełożyć się na pieniądze? Nie trzeba robić tego drapieżnie, nie trzeba robić tego manipulacyjne, tylko zgodnie z własnymi wartościami i przełożyć na efekty?”. Jak ktoś coś takiego poczuł, czytając ten wywiad – zapraszam do kontaktu.

D.M.: Dziękuję bardzo za rozmowę. Uważam, że była ona bardzo nafaszerowana wartościowymi wskazówkami odnośnie prowadzenia biznesu i patrzenia na rozwój własny, swoich pracowników, całych zespołów. Życzę realizacji celów oraz dalszego inspirowania przedsiębiorców, zarówno w Białymstoku, jak i w całej Polsce.

 

Zapamiętaj! 3 porady biznesowe od Lechosława dla przedsiębiorców:

  1. Nie bądź specjalistą od wszystkiego, nie reaguj w sposób automatyczny na potrzeby rynku. Pamiętaj, że nie musisz znać się na wszystkim i nie bój się do tego przyznać.
  2. Otwarcie proś o pomoc. Z tym, z czym jesteś, nie zostawiaj sam, miej wokół siebie grono ludzi cię wspierających i wtedy poradzisz sobie w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji
  3. Jeżeli w swojej firmie jesteś na jakimś etapie rozwoju, to przyglądasz się, czego ci najbardziej brakuje: czy satysfakcji, czy rozwoju czy biznesu. Jak sobie zrobisz taki research, patrząc na wszystkie czynności, które wykonujesz, to jak w zwierciadle widać, co trzeba byłoby wywalić. I raptem okazuje się, że zostają dwie-trzy najważniejsze czynności. Poświęcisz im więcej uwagi, zaczynasz skalować to, co potrafisz robić najlepiej, co daje największą wartość przedsiębiorczą i wow! Wychodzi.